StuG z morskich głębin
W 2002 r. z dna Morza Czarnego – dokładnie z Zatoki Kalamickiej położonej po zachodniej stronie Półwyspu Krymskiego – jedna z ukraińskich firm eksploracyjnych wydobyła z wraku zatopionego transportowca niemieckie działo szturmowe StuG III. Spoczywający na głębokości około 21 m wrak namierzony został wiele lat temu (w 1975 r.?) i zidentyfikowany jako pasażersko-transportowy parowiec „Santa Fe”, który zatonął w czasie II wojny światowej.
Statek, o pierwotnej nazwie „Steigerwald”, zbudowany został w 1921 r. w stoczni Deutsche Werft AG Betrieb Finkenwärder w Hamburgu. Kursował po Atlantyku między Europą a portami Ameryki Północnej i Południowej. W 1937 r. zmieniono mu nazwę na „Santa Fe”. W pierwszych tygodniach wojny statek cumował w porcie w Rio de Janeiro. W październiku 1939 r. próbując wrócić do macierzystego portu w Niemczech przechwycony został przez dwa francuskie niszczyciele i pod zmienioną nazwą „Saint André” pływał później pod francuską banderą. W 1942 r. trafił z powrotem w niemieckie ręce i pod starą nazwą „Santa Fe” skierowany został w 1943 r. do służby na Morzu Czarnym. Statek miał ponad 126 m długości, ponad 15 m szerokości i zanurzenie 8,2 m. Był jednostką z dwoma pokładami, jedną śrubą napędową, miał pojemność 4627 BRT i osiągał prędkość 12 węzłów.
Jesienią 1943 r. na południowo-zachodnim odcinku frontu wschodniego (od rzeki Prypeć po Półwysep Kerczeński) obie walczące strony skoncentrowały swoje największe siły. Armia Czerwona miała tu nieco ponad 40 % dywizji piechoty oraz około 80 % związków pancernych i zmechanizowanych. Niemcy natomiast około 40 % dywizji piechoty i około 70 % dywizji pancernych i zmotoryzowanych. W tym czasie Rosjanie przeprowadzili ofensywę na wielką skalę, która miała na celu wyzwolenie południowej Ukrainy i zablokowanie oddziałów niemieckich na Krymie. Do końca 1943 r. trzy fronty ukraińskie ten cel osiągnęły. Mimo fatalnej sytuacji strategicznej dowództwo hitlerowskie postanowiło, że półwysep musi być utrzymany w każdych okolicznościach i wszelkimi środkami, aby Armia Czerwona nie mogła go wykorzystać jako ważnej bazy lotniczej, z której można będzie wykonywać uderzenia na roponośne zagłębie Rumunii, a także jako przyczółka do wysadzania desantów na wybrzeżu rumuńskim i bułgarskim. Rozlokowana na Krymie niemiecka 17. Armia gen. Erwina Jaenecke i dywizje rumuńskie czyniły intensywne przygotowania do odparcia – mającego wkrótce nastąpić – rosyjskiego natarcia. Odcięcie Niemców od lądowych połączeń z zapleczem materiałowym spowodowało zintensyfikowanie dostaw zaopatrzenia na półwysep drogą morską.
Wczesnym rankiem 23 listopada 1943 r. na południe od cypla pod miastem Eupatoria pojawiły się statki i okręty wojenne konwoju „Wotan” płynącego z rumuńskiego portu Konstanca do Sewastopola na Krymie. Były to transportowce „Santa Fe” i „Lola” osłaniane przez rumuński niszczyciel „Marasti”, rumuński stawiacz min „Admiral Murgescu” i trzy niemieckie trałowce. Na pokładzie „Santa Fe” znajdowało się 1278 ton wojskowego ładunku, m.in. pociski artyleryjskie, bomby lotnicze, paliwo w beczkach oraz 12 dział szturmowych StuG III i 2 wozy bojowe identyfikowane jako Jagdpanzer (prawdopodobnie Jagdpanzer IV z serii przedprodukcyjnej uzbrojone w armatę Pak 39 L/48 kal. 75 mm). Przed godziną 6.00 w rejonie dziobowej ładowni statku nastąpiła eksplozja, która wywołała pożar. Pół godziny później nastąpiła druga eksplozja. Transportowiec przełamał się na pół i wraz z ładunkiem poszedł na dno. Zginęło 28 ludzi (22 z nich to członkowie załóg dział szturmowych, które miały być uzupełnieniem dla Sturmgeschütz-Abteilung 191 lub Sturmgeschütz-Abteilung/Brigade 279), a 16 przepadło bez wieści. Zdołano uratować 78 osób, z których 11 było ciężko rannych. Początkowo sądzono, że „Santa Fe” storpedowany został przez radziecki okręt podwodny D-4 klasy „Dekabrist”. Radiogram o storpedowaniu statku wysłał do dowództwa krążący nad konwojem niemiecki wodnopłatowiec Arado Ar 196. Jednak bardziej prawdopodobne jest, że transportowiec wszedł na minę „postawioną” kilka miesięcy wcześniej przez radziecki okręt podwodny. Co ciekawe trzy tygodnie później w tym samym prawie miejscu zatonął – wraz z całą załogą – niemiecki ścigacz łodzi podwodnych Uj-102 (jednostka przebudowana na ścigacz z małego transportowca typu KT). Przyczyną była podwodna eksplozja o dużej mocy. Sądzono, że ścigacz wziął omyłkowo spoczywający na dnie transportowiec „Santa Fe” za radziecki okręt podwodny i obrzucił go bombami głębinowymi, co spowodowało detonację zalegającej we wraku amunicji. Bardziej prawdopodobna jest jednak wersja, że okręt Kriegsmarine – podobnie jak „Santa Fe” – wszedł na minę.
Szczątki obu wraków, od ponad osiemdziesięciu lat, zalegają na dnie Zatoki Kalamickiej na głębokości około 21 m i w odległości 250 m od siebie. Od dawna są one obiektami zainteresowań płetwonurków i często eksplorowane. W 2000 r. wydobyto (niestety metodami barbarzyńskimi!) dwa (trzy?) działa szturmowe StuG III – w tym jedno w stosunkowo dobrym stanie zachowania, które zidentyfikowano jako wersję „G” wyposażoną w odlewaną osłonę jarzma armaty typu Saukopfblende. Pojazd przewieziono do Sewastopola (Zatoka Strzelecka), gdzie został oczyszczony z zalegających warstw mułu, wodorostów oraz rdzy, pomalowany w trójbarwny kamuflaż i wystawiony na sprzedaż. Zainteresowała się nim The SdKfz Military Vehicle Foundation z Wielkiej Brytanii. Działo szturmowe zostało przewiezione do Polski i 30 stycznia 2003 r. trafiło na tymczasowy postój do muzeum w Drzonowie, gdzie oczekiwało na dopełnienie wszelkich formalności prawnych związanych z kupnem i wywozem pojazdu za granicę.
StuG III – jak na obiekt, który tyle lat przeleżał na dnie morskim – zachował się w stosunkowo dobrym stanie. Pozbawiony on był jednak wielu elementów wyposażenia, m.in. błotników, światła szlakowego typu Notek, pancernych bocznych osłon przeciwko pociskom kumulacyjnym. Brak było również stropu przedziału bojowego. W wyniku eksplozji wyrwana została płyta wraz z wieżyczką obserwacyjną dowódcy, włazem ładowniczego i pancerną osłoną karabinu maszynowego. Widoczne były pęknięcia pancerza i duży ubytek stali w okolicy szczeliny obserwacyjnej kierowcy (tuż przy lewym kole napędowym). Wyraźne rozszczelnienie i ugięcie płyty pancernej dostrzec można było pod osłoną Saukopfblende. Podłoga StuG-a była mocno popękana, a duży jej fragment zapadł się. Koła jezdne z bandażami kauczukowymi z oznaczeniami producentów (Continental, Semperit, Metzeler, Dunlop) i rolki podtrzymujące opasane były jednogrzebieniowymi gąsienicami o szerokości 400 mm i wykonanymi ze stali manganowej w zakładach Deutsche Eisenwerke Aktiengesellschaft w Mühlheim w Zagłębiu Ruhry. Na bloku zamka doskonałej armaty StuK 40 L/48 kal. 75 mm zachował się numer R 785, a na bocznej, wewnętrznej ścianie – na lewo od siedziska kierowcy – numer 959(8?)25, który wskazywał, że działo szturmowe wyprodukowane zostało na początku listopada 1943 r. w zakładach MIAG (Mühlenbau und Industrie AG) w Brunszwiku. Producenta identyfikował również charakterystyczny wzór masy antymagnetycznej (a raczej amagnetycznej!) Zimmerit, której resztki zachowały się na pojeździe. Datowanie produkcji wskazuje na fakt, że przynajmniej ten pojazd przybył koleją do portu w Konstancy i trafił do ładownii „Santa Fe” prosto z linii montażowej.
Działo szturmowe StuG III, które „parkowało” w Drzonowie ponad rok wzbudzało niemałe zainteresowanie miłośników niemieckiej broni pancernej i modelarzy z całej Polski – i nie tylko. Był to wówczas pierwszy tego typu pojazd w polskich kolekcjach, który naprawdę z bliska można było „posmakować”. Co prawda nie posiadał on płyty stropowej, ale dzięki temu istniał nieskrępowany wgląd w przedział bojowy dla wszelkiej maści fotografów i miłujących najdrobniejsze detale modelarzy.
Wiosną 2004 r. działo szturmowe wyjechało z Drzonowa do siedziby nowego właściciela. Nadzór nad dopilnowaniem wszelkich formalności pełnił Michael Gibb, którego piszący te słowa miał przyjemność poznać i z którym mógł prowadzić interesującą rozmowę o StuG-u i nie tylko. Później nigdy już nie miałem z nim kontaktu. Niestety dwa miesiące temu dowiedziałem się, że Michael Gibb zmarł nagle 20 października 2024 r. w czasie swojej wizyty u rodziny w Republice Południowej Afryki. Przykre, bo miał zaledwie 62 lata, a więc był nieco starszy ode mnie! Informację podała na swojej stronie internetowej The Weald Foundation (była The SdKfz Military Vehicle Foundation), której śp. Michael Gibb od 2003 r. był założycielem, dyrektorem i powiernikiem. Fundacja ma za zadanie przywracanie świetności zabytkowym pojazdom militarnym zarówno tym z czasów I wojny światowej jak i II wojny światowej i zachowanie ich dla przyszłych pokoleń. Ponadto zajmuje się ona szeroko rozumianą edukacją społeczeństwa, co do ich historii i roli w konfliktach zbrojnych. Swoją siedzibę ma pod Londynem (Yalding w hrabstwie Kent), gdzie znajduje się jedna z ciekawszych kolekcji (30 szt.) – często bardzo rzadkich – gąsienicowych i kołowych wozów bojowych prezentujących się w doskonałej kondycji.
Pancerny relikt, po przewiezieniu na Wyspy Brytyjskie, przez pięć lat poddany był kompleksowemu remontowi, w który zaangażowanych było wiele osób i który pochłonął ogromne nakłady finansowe. Wielu elementów konstrukcji StuG-a brakowało, a wiele z tych które się zachowały nie nadawało się do użytku. Braki uzupełniano drogą zakupów lub wymiany, wykorzystując szerokie kontakty z kolekcjonerami w całej Europie. Wiele podzespołów wykonano we własnym zakresie wzorując się na pożyczonych oryginałach lub bazując na niemieckiej dokumentacji technicznej z czasu wojny. Finalnie pojazd doprowadzony został do konfiguracji w jakiej prawdopodobnie jesienią 1943 r. opuścił hale montażowe fabryki w Brunszwiku. Kadłub i nadbudówka pokryte zostały wieloskładnikową masą Zimmerit o wadze 70 kg, grubości 5 mm i żłobioną w małe kwadraty – wzór charakterystyczny dla zakładów MIAG. Chropowaty, antymagnetyczny (a raczej amagnetyczny!) Zimmerit był używany przez Niemców od sierpnia-września 1943 r. do września 1944 r. i miał zapobiegać mocowaniu przez przeciwnika do kadłuba min magnetycznych. Z kolei boki StuG-a osłonięte zostały – zrekonstruowanymi we własnym zakresie – płytami pancernymi o grubości 5 mm. Chroniły one pojazd przed ostrzałem z radzieckich rusznic przeciwpancernych kal. 14,5 mm oraz miały niwelować skutki działania pocisków z ładunkiem kumulacyjnym. Na koniec działo szturmowe pomalowano jednolicie farbą bazową w kolorze Dunkelgelb (oficjalnie stosowaną przez Wehrmacht od lutego 1943 r.) – czyli taką, którą pokryte były wozy bojowe opuszczające hale fabryczne. Właściwy kamuflaż nanoszono dopiero w jednostkach macierzystych dostosowując go do pory roku i ukształtowania terenu, w których StuG-i toczyły krwawe boje.
Pierwsza po remoncie publiczna prezentacja StuG-a miała miejsce pod koniec czerwca 2009 r. podczas cyklicznej imprezy Tankfest organizowanej przez Tank Museum Bovington w hrabstwie Dorset. StuG zaprezentował się wówczas w pełnej krasie w czasie pokazu dynamicznego. Po prawie siedmiu dekadach znów zaryczał jego silnik, a gąsienice wozu zostawiły swój ślad na muzealnym placu manewrowym. Zachwycony tłum miłośników broni pancernej, który przybył na pokazy z odległych zakątków świata, raz po raz gromkimi brawami nagradzał jedną z najbardziej udanych niemieckich konstrukcji bojowych z okresu II wojny światowej.
Działo szturmowe StuG III Ausf. G było ostatnią, a zarazem najpopularniejszą wersją pojazdów tego typu. Firma Alkett Berlin-Borsigwalde rozpoczęła jego produkcję w grudniu 1942 r., a w lutym 1943 r. dołączyła firma MIAG w Brunszwiku. Do wiosny 1945 r. linie produkcyjne opuściło około 8,5 tys. pojazdów (firma MIAG zbudowała 2600 StuG-ów). Ważący 24 tony wóz bojowy uzbrojony był w długolufową, półautomatyczną armatę StuK 40 L/48 kal. 75 mm z zapasem amunicji 54 naboi. Pocisk przeciwpancerny podkalibrowy PzGr. 40 o wadze 4,1 kg i prędkości początkowej 920-1060 m/s przebijał z dystansu 1000 m pancerz o grubości 87 mm ustawiony pod kątem 90°. StuG-i dzięki niskiej sylwetce, skutecznej armacie, dość dobremu opancerzeniu i manewrowości mogły z powodzeniem zwalczać na średnich dystansach m.in. radzieckie czołgi T-34 (niemieckie wozy lepiej spisywały się w obronie niż w ataku!). W ostatnich miesiącach wojny działa szturmowe wprowadzane były na szerszą skalę do wielu dywizji pancernych, w których stanowiły uzupełnienie czołgów PzKpfw IV i PzKpfw V „Panther”. Często trafiały też do dywizjonów niszczycieli czołgów. Pełniły tym samym rolę „straży pożarnej” wysyłanej pospiesznie wszędzie tam, gdzie robiło się naprawdę „gorąco”.
Tekst: Tadeusz Blachura